Skip to main content

Gdy Thomas Tuchel zastąpił na Stamford Bridge Franka Lamparda mało kto przypuszczał, że swoje piętno na zespole odciśnie dosłownie od razu. Tymczasem faktycznie gra i wyniki The Blues się poprawiły, a znakiem rozpoznawczym stała się żelazna defensywa. Chelsea prawie w ogóle nie traci goli. Można zatem porównać pracę Niemca do tego, co od lat w Atletico robi Diego Simeone. Czy „Cholo” zostanie wykopany z Ligi Mistrzów przy pomocy własnej broni? Po pierwszej części tego dwumeczu właśnie na to się zanosi.

Chelsea pokonała Atletico w pierwszym spotkaniu 1:0. Mecz rozegrano w Bukareszcie, więc już na dzień dobry Los Colchoneros mieli pod górkę – przez covid stracili atut własnego boiska. Był to bardzo kiepski mecz w wykonaniu zespołu Simeone, który próbował się bronić i nie miał nic do zaoferowania w ofensywie. Chelsea wyczekała na swój moment i w końcu Olivier Giroud pięknym strzałem przewrotką zapewnił Anglikom zwycięstwo. Wygrana 1:0 na wyjeździe to bardzo duża zaliczka w kontekście walki o ćwierćfinał.

Jakie Atletico ma szanse na odwrócenie losów rywalizacji? Chyba niezbyt dużo, także ze względu na swoją formę. Atletico sprzed dwóch czy trzech miesięcy wygrywało praktycznie wszystko, wypracowując sobie bardzo dużą przewagę punktową w La Liga. Ostatnio jednak podopieczni Simeone trwonią ten kapitał. Nad Barceloną mają już skromne 4 oczka przewagi, a przecież z Dumą Katalonii będą musieli zagrać jeszcze bezpośredni mecz. W miniony weekend piłkarze z Madrytu nie potrafili wykorzystać przewagi liczebnej w małych derbach miasta z Getafe i strzelić zwycięskiej bramki. Skończyło się rozczarowującym remisem 0:0.

Simeone chcąc awansować do ćwierćfinału, musi więc pokonać nie tylko Chelsea, ale przede wszystkim słabości własnej drużyny, które niespodziewanie zaczęły wyłazić na potęgę. Maszyna się zacięła. Nie da się zresztą nie zauważyć zależności. Gdy do bramki trafia Luis Suarez, Atletico przeważnie wygrywa. Gdy Urugwajczyk zacina się, punkty uciekają. Jeszcze kilka tygodni temu Suarez był samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców La Liga. Dziś ustępuje już swojemu przyjacielowi Leo Messiemu o trzy gole.

W Chelsea względny spokój. Wprawdzie w weekend, tak jak dzisiejszy rywal, The Blues zremisowali 0:0, ale tutaj szerszy kontekst jest bardziej optymistyczny. Był to piąty z rzędu mecz bez straconej bramki. Ostatnim piłkarzem, który trafił do bramki Chelsea był Takumi Minamino z Southamptonu, ale było to 20 lutego. Japończyk jest zresztą jednym z dwóch piłkarzy, którzy w czasie kadencji Tuchela zdołali „skaleczyć” ekipę ze Stamford Bridge. Drugim jest… Antonio Rudiger, który w meczu z Sheffield zaliczył bramkę samobójczą.

Dziś Tuchel musi radzić sobie bez czwórki graczy. To Tammy Abraham, Jorginho, Thiago Silva oraz Mason Mount. Szczególnie brakować może tego ostatniego, bo w ekipie Tuchela stał się postacią kluczową. Zresztą i u jego poprzednika nie zawodził, w przeciwieństwie do gwiazd, sprowadzonych za grube miliony, które notują jedynie przebłyski – mowa o Ziyechu, Havertzie czy Wernerze. Wkomponowanie piłkarze o tak wielkim potencjale i odpowiednie ich wykorzystanie to zresztą jedno z głównych zadań nowego szkoleniowca The Blues. Zadaniem na dziś jest jednak utrzymać zaliczkę z Bukaresztu i znaleźć się w najlepszej ósemce Champions League. By to zrealizować wystarczy nie stracić gola, co Chelsea wychodzi znakomicie. Simone ma do dyspozycji wszystkich piłkarzy, ale musi wykrzesać z nich coś ekstra. Od początku zapowiadało się na bardzo wyrównany dwumecz i oby tych emocji nie zabrakło do końca.

Related Articles