Skip to main content

North London Derby! Nie trzeba mówić nic więcej. To mecz niezwykły i elektryzujący kibiców, nie tylko w północnej części Londynu. W niedzielę o 17:00 na Emirates Stadium kolejna odsłona tej fascynującej rywalizacji. Czy rozpędzający się Tottenham rozprawi się z niemrawym sąsiadem zza miedzy?

Na pewno obie drużyny są w dobrych nastrojach po czwartku z Ligą Europy. Tottenham 2:0 pokonał u siebie Dinamo Zagrzeb i jest jedną nogą w ćwierćfinale. Z kolei Arsenal wygrał na wyjeździe 3:1 z Olympiakosem Pireus i jest na dobrą sprawę w równie komfortowej sytuacji. Dla obu ekip wygranie rozgrywek Europa League jest celem samym w sobie. Tottenham nie wygrał trofeum niemal od półtorej dekady. Arsenal z kolei marzy o europejskiej zdobyczy. Zresztą, dla jednych i drugich może to być jedyna szansa na załapanie się do przyszłorocznej edycji Champions League. Szczególnie dla Kanonierów, którzy zajmują 10. miejsce w tabeli.

Tottenham ostatnio znów odpalił. Wygrał trzy ligowe mecze z rzędu, prezentując efektowny i skuteczny. Team Jose Mourinho zafundował po cztery gole drużynom Burnley i Crystal Palace oraz jedną Fulham. Rywale może nie z górnej półki, ale dla Kogutów 9 punktów to bardzo istotna zdobycz. Wizja zajęcia miejsca w TOP 4 znów stała się jakby bardziej realna. Przed tą serią zwycięstw Tottenham był już punktowo w kontakcie z Arsenalem. Teraz znów drogi ekip z północnego Londynu się rozeszły, bo Arsenal pogubił punkty w meczach z Man City i – co gorsza – z Burnley. Patrząc na oddaloną o 12 pkt strefę Ligi Mistrzów Arteta musi się pogodzić z myślą, że najważniejsza stała się Liga Europy. Choć jeśli ta misja się nie powiedzie, a Arsenal radykalnie nie poprawi wyników w lidze, to może zostać z niczym i przyszłoroczne puchary oglądać jedynie w telewizji.

Poza wymiernymi korzyściami z wygranej w North London Derby (3 punkty) jest jeszcze prestiż. Dla kibiców ta rywalizacja jest czymś więcej niż walką o ligowe punkty. Wprawdzie tym razem kibice na The Emirates nie zasiądą, ale nie zabraknie ich przed telewizorami. Jedni będą trzymać kciuki za skuteczność Aubameyanga, drudzy za Kane’a. Na pewno więcej powodów do optymizmu mają ci drudzy, bo Kane ostatnio strzela jak na zawołanie. Dość powiedzieć, że w meczu z Crystal Palace zdobył dwa gole i zaliczył dwie asysty, a potem trafił dwukrotnie także z Dinanem Zagrzeb. Aubameyang nie jest już może cieniem samego siebie, jak na początku rozgrywek, ale do skuteczności choćby z poprzedniego sezonu ciągle mu daleko.

W dodatku należy pamiętać, że Kane szczególnie upodobał sobie mecze z Arsenalem i niemal za każdym razem trafia do siatki w derbach. To o tyle ciekawe, że młodziutki Kane nie znalazł uznania w oczach trenerów Arsenalu. Odbił się od tego klubu i trafił do Tottenhamu, gdzie po jakimś czasie stał się czołowym napastnikiem na świecie. Arsenal nie po raz pierwszy żałować może swoich ruchów z przeszłości. Do miejskiej legendy przechodzą przecież nazwiska zawodników, których Wenger miał testować lub byli bliscy podpisania kontraktu z The Gunners.

Wróćmy do Kane’a. Mówiliśmy, że trafia w praktycznie każdym meczu z Arsenalem. Ten ostatni nie był wyjątkiem. Tottenham objął prowadzenie po cudownym golu Sona. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy na 2:0 poprawił Kane. Koguty pokonały Kanonierów 2:0, a Mourinho okazał się lepszy od ucznia Guardioli, czyli od Mikela Artety. Ciekawe czy ogra go także w niedzielne popołudnie.

Related Articles