
Z czterech prezentujących się dziś w Lidze Mistrzów zespołów tylko jeden wygrał w miniony weekend swój mecz. To Lazio, które wymęczyło zwycięstwo 1:0 nad Sampdorią. Pozostałe ekipy wolałyby wymazać z pamięci wydarzenia sprzed paru dni i dziś zagrać dużo lepiej. Przed nami dwa bardzo ciekawe spotkania – oba startują o 21:00.
Zostańmy więc przy Lazio, które zagra z Bayernem. Gdy losowano tę parę, nikt nie miał wątpliwości, kto jest faworytem. Dwa miesiące w futbolu to czasem wieczność. Dziś już nie jest to takie oczywiste. Wprawdzie nadal to większe szanse trzeba dać obrońcom trofeum – to jednak zespół o większym potencjale piłkarskim – ale piętrzą się wątpliwości.
Bayern ostatnio w lidze nieco zawodzi. Po wygraniu Klubowego Mistrzostwa Świata zespół Hansiego Flicka zaliczył już dwie wpadki – remis 3:3 z Arminią i porażkę 2:3 Eintrachtem. Przewaga nad drugim Lipskiem stopniała do dwóch punktów, a trenera Bawarczyków jeszcze bardziej niż straty punktowe martwić muszą straty personalne. To może być dziś główna przeszkoda w odniesieniu korzystnego rezultatu na Stadio Olimpico. Z różnych powodów poza grą są Serge Gnabry, Thomas Muller, Benjamin Pavard, Corentin Tolisso czy Douglas Costa. To duże osłabienia, choć klub o takiej kadrze jak Bayern mimo wszystko powinien wyjść z nich obronną ręką. W Lazio głównym kłopotem będzie obsada bramki, bo kontuzję kolana leczy Thomas Strakosha. Trzeba jednak zauważyć, że doświadczony Pepe Reina zastępuje 13 lat młodszego Albańczyka z dobrym skutkiem.
Lazio po przeciętnym starcie sezonu wygrzebuje się do góry tabeli i wciąż ma realne szanse na zajęcie miejsca w TOP 4. Ba, gdyby nie porażka z Interem w ubiegłej kolejce, Lazio już dziś byłoby na 3. miejscu. Najważniejsze dla Simone Inzaghiego jest jednak to, że jego podopieczni odzyskali wigor z sezonu 19/20. Kto wie, gdzie ich to zaprowadzi.
W Bukareszcie rozegrany dziś zostanie inny mecz 1/8 finału, w którym Atletico podejmuje Chelsea. Przepisy sanitarne w Hiszpanii wytrąciły Los Colchoneros z rąk atut własnego boiska. Zapewne Thomas Tuchel i spółka nie narzekają. Tym bardziej, że termin meczu też jest dla Chelsea nie najgorszy. Atletico w ostatnich czterech meczach La Liga straciło aż 7 punktów – tyle samo ile w poprzednich 19 spotkaniach! Gdy wydawało się, że sprawa mistrzostwa jest rozstrzygnięta, sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Real zbliżył się na dystans trzech oczek, choć Królewscy zagrali jeden mecz więcej. Sevilla i Barcelona mają większe straty, ale Atletico pokazało ludzką twarz i dało nadzieję rywalom.
W dodatku Simeone musi zmagać się z absencjami w prawie tak dużym stopniu jak Flick w Bayernie. Dziś nie zagrają Yannick Carrasco, Jose Gimenez, Hector Herrera, Kieran Trippier czy Sime Vrsaljko. Dużo zależeć będzie od skuteczności Luisa Suareza. Doświadczony Urugwajczyk strzelił już w tym sezonie 16 goli w La Liga i w dużym stopniu jemu Atletico zawdzięcza pozycję lidera.
Chelsea pod wodzą Tuchela jeszcze nie przegrała. Niemiecki trener zaczął od remisu 0:0 z Wolves. Potem nadal bez straty gola pokonywał Burnley i Tottenham oraz 2:1 Sheffield. Następnie ograł Barnsley w Pucharze Anglii i Newcastle w lidze. W ostatni weekend The Blues zremisowali z Southamptonem. Bilans Tuchela jest jednak bardzo obiecujący. 5 zwycięstw, 2 remisy i raptem dwie stracone bramki. W dodatku nowy menadżer zespołu ze Stamford Bridge przez cały czas rotuje składem, szykując optymalnych rozwiązań. Można powiedzieć, że każdy piłkarz zaczął u Tuchela z czystą kartą i trener każdemu chce się przyjrzeć w warunkach meczowych.
Dziś Tuchel nie skorzysta z najbardziej doświadczonego ze swoich piłkarzy – Thiago Silvy. Brazylijczyka doskonale zna ze wspólnej pracy w PSG. Jednak rygiel defensywny stworzą dziś inni piłkarze. Wydaje się, że potencjał piłkarski obu zespołów jest zbliżonych i czeka nas arcyciekawy dwumecz.