Skip to main content

Wieczorem 20. kolejkę Premier League zwieńczy w znakomitym (miejmy nadzieję) stylu mecz Tottenham vs Liverpool. Na ławkach trenerskich gorący pojedynek Jose Mourinho z Jurgenem Kloppem, a na boisku takie asy jak Harry Kane, Son, Mohamed Salah czy Sadio Mane. Wszystko okraszone coraz bardziej interesującą sytuacją w tabeli Premier League.

Gdy nieco ponad miesiąc temu (16 grudnia) Liverpool podejmował Tottenham, był to prawdziwy mecz na szczycie. Nie brakowało opinii, że spotykają się główni kandydaci do mistrzostwa Anglii. Miesiąc w piłce może zmienić dużo, a sześć tygodni – jak się okazuje – bardzo dużo. Liverpool po tamtym zwycięstwie 2:1, do którego jeszcze wrócimy, w następnym meczu rozgromił 7:0 Crystal Palace. Wydawało się, że The Reds złapali optymalną formę. Tymczasem od meczu z Orłami zespół Kloppa nie wygrał w lidze ani razu. W pięciu spotkaniach Premier League zdobył trzy punkty i strzelił jednego gola! Na domiar złego w ostatni weekend mistrzowie Anglii pożegnali się z rozgrywkami FA Cup. Wyeliminował ich Manchester United.

Klopp szuka więc przełamania, ale i Jose Mourinho nie może być zachwycony. Jego drużyna gra w kratkę. Po porażce z The Reds była jeszcze porażka z Leicester oraz remisy z Wolves i Fulham. Pozostałe mecze udało się wygrać, ale aż trzy z nich były z rywalami z niższych lig (raz w EFL Cup i dwukrotnie w FA Cup). Forma Tottenhamu stanowi więc pewną niewiadomą, a na dziś Spurs to 6. zespół ligowej tabeli. Liverpool jest pozycję wyżej i ma punkt więcej, ale ekipa Mourinho zagrała o jedno spotkanie mniej. Oby menadżerów najbardziej niepokoić powinna forma Manchesteru City, który złapał gaz i po wczorajszym meczu prowadzi w lidze z dorobkiem 41 punktów. Tottenham ma 33, Liverpool 34.

Wracając do grudniowego meczu na Anfield, który zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1, warto przypomnieć pomeczową wypowiedź Mourinho, który w starym stylu postanowić dolać oliwy do ognia. Stwierdził, że mecz wygrał zespół słabszy. Rozgoryczenie Mourinho pewnie wynikało z faktu, że zwycięski gol Roberto Firmino padł w doliczonym czasie gry, ale statystyki zdecydowanie obalały teorię Mourinho. Liverpool miał piłkę przez 3/4 czasu gry (wymieniając o 560 podań więcej!), oddał o 9 strzałów więcej i również o 9 celnych strzałów więcej. The Reds dużo celniej podawali (88% vs 61%) i egzekwowali więcej kornerów. Portugalczyk miał oczywiście swoją strategię na ten mecz i pewnie byłby zadowolony z remisem. Znów jednak we znaki dał mu się Firmino, stąd pewnie te zaskakujące słowa.

Czy Liverpool się przełamie i zacznie strzelać gole oraz zdobywać punkty? A może Tottenham przedłuży serię meczów bez porażki do dziewięciu? Personalnie w lepszej sytuacji wydaje się Mourinho, który ma do dyspozycji praktycznie wszystkich podstawowych graczy. Kontuzja Giovanniego Lo Celso raczej nie spędza snu z powiek menadżera Kogutów. Niepewny jest występ bocznych obrońców – Bena Daviesa i Matta Doherty’ego. Liverpool to nieustanne problemy z kontuzjami, szczególnie obrońców. Nie ma Virgila van Dijka, nie ma Joe Gomeza, niepewni gry są Jordan Henderson i Joel Matip. Poza tym Klopp nadal nie może skorzystać z usług Diogo Joty i Naby’ego Keity.

Na korzyść The Reds przemawiają statystyki meczów bezpośrednich. Od 2012 roku Tottenham zdołał pokonać Liverpool zaledwie raz! Nie jest to rywal, który leżałby Spurs. Liverpool nie tak dawno temu wygrał przecież Champions League, w finale pokonując właśnie ekipę z północnego Londynu, wtedy jeszcze prowadzoną przez Mauricio Pochettino, obecnego szkoleniowca PSG.

Początek starcia na Tottenham Hotspur Stadium o 21:00. Wypada szykować się na zapięcie pasów!

Related Articles