Skip to main content

Na to zanosiło się od jakiegoś czasu. Frank Lampard słabą grę i równie słabe wyniki Chelsea przypłacił stanowiskiem. Roman Abramowicz stracił cierpliwość, tak jak tydzień temu prezes Boniek. Najprawdopodobniej nowym menadżerem The Blues będzie Thomas Tuchel.

Lampard prowadził Chelsea od początku sezonu 2019/20. Zespół po odejściu Antonio Conte, a także największej gwiazdy, Edena Hazarda, był w fazie przebudowy. Nikt nie oczekiwał od Lamparda cudów. Chelsea zaczęła nieźle, potem było w kratkę, ale udało się awansować do kolejnej edycji Ligi Mistrzów, przy okazji docierając do ćwierćfinału w bieżącej (19/20). Minimum przyzwoitości zostało osiągnięte, więc nikt raczej nie dyskutował o zwolnieniu Lamparda. Tym bardziej, że to ulubieniec publiczności na Stamford Bridge – rzecz jasna ze względu na dokonania piłkarskie w koszulce Chelsea.

Jednak latem Abramowicz wydał fortunę na nowych graczy i cele postawione przed Lampardem musiały być automatycznie dużo wyższe. Jeśli szef sprowadza ci Kaia Havertza, Timo Wernera, Hakima Ziyecha, Thiago Silvę, Bena Chillwella czy Edouarda Mendy’ego, nie możesz pałętać się w środku tabeli. A Chelsea po ostatnich rezultatach osunęła się na 9. miejsce. The Blues mają tylko dwa punkty więcej niż powszechnie wyszydzany Arsenal. Co ciekawe, mówi się, że Lampard nie chciał całego tego zaciągu gwiazd – z wymienionych na jego liście życzeń był tylko Chillwell. Jeśli to prawda, to także jest nie bez znaczenia w tej opowieści…

Tydzień temu, po porażce 0:2 z Leicester w Premier League, przeczuwający nieuchronne decyzje Lampard podał w szatni rękę każdemu piłkarzowi i podziękował za walkę. To było swoiste pożegnanie, choć de facto zwolniony został dopiero dziś. Po meczu z „Lisami” władze Chelsea zaczęły poszukiwania nowego szkoleniowca. Ofertę, jak informuje „The Athletic”, otrzymał Ralf Rangnick, ale Niemiec nie był zainteresowany kontraktem na cztery miesiące, a więc do końca sezonu. Właśnie dlatego Lampard prowadził jeszcze The Blues w pucharowym meczu z Luton. Hat-trick Abrahama i wygrana 3:1 niczego już nie zmieniły.

Wybiła ostatnia godzina dla Lamparda na Stamford Bridge. Jako menadżer były wielokrotny reprezentant Anglii musi się jeszcze sporo nauczyć. Pewnie niedługo dostanie swoją szansę w klubie z niższej półki. Doświadczenie, które zyskał przez półtora roku w Chelsea, powinno procentować. A że facetem Lampard był zawsze bystrym, to pewnie w jego karierze przyjdą lepsze dni.

Chelsea potrzebuje kogoś na tu i teraz. Kogoś, kto udźwignie ciężar pracy z gwiazdami światowej piłki i ciężar oczekiwań. Chelsea nie może zakończyć sezonu poza TOP 4 – to byłaby klęska. Do tego już „za moment” dwumecz 1/8 finału Champions League z liderem La Liga – Atletico Madryt. Jest się kogo obawiać. Dlatego dość oczywistym wyborem Abramowicza jest zwolniony z PSG Thomas Tuchel. Jeszcze w sierpniu Niemiec prowadził swój zespół w finale Ligi Mistrzów. Parę miesięcy później ktoś w Paryżu uznał, że Tuchel nie rokuje.

Niemiecki kierunek w poszukiwaniach Chelsea to nie przypadek. Motorami napędowymi nowej Chelsea Abramowicza mieli być głównie Havertz i Werner, którzy błyszczeli w Bundeslidze. Premier League póki co nie zawojowali. Ich statystyki są wstydliwe. Dość powiedzieć, że Werner w 16 ostatnich meczach strzelił… jednego gola. Tak, to ten sam Werner, który ostro rywalizował o armatkę dla najlepszego snajpera Bundesligi z Robertem Lewandowskim. Tuchel ma sprawić, że jego rodacy zaczną grać na poziomie adekwatnym do swojej ceny.

Related Articles