London is red – wypisują fani Arsenalu, gdy tylko ich ulubieńcy pokonają Tottenham w derbach miasta. London is white – odpowiadają sympatycy Kogutów, gdy to ich drużyna wygra z lokalnym rywalem. W ostatnich sezonach więcej powodów do radości mieli kibice Spurs, ale z drugiej strony trofea zdobywa Arsenal. Wprawdzie tylko krajowe puchary, ale to i tak lepsze niż nic. Jakiego koloru będzie Londyn po niedzielnych derbach?
Chyba najstarsi mieszkańcy stolicy Anglii nie pamiętają, kiedy ostatnio przed derbami północnego Londynu obie drużyny w tabeli dzieliła przepaść 13 pozycji! Tottenham jest liderem, Arsenal zajmuje 14. miejsce! To musi być niezwykle bolesne dla fanów The Gunners, ale taka właśnie jest aktualna rzeczywistość. Wprawdzie punktowo nie wygląda to jeszcze tak tragicznie – Koguty mają osiem oczek więcej niż Kanonierzy, więc teoretycznie po tej kolejce może to już być tylko pięć punktów, ale pamiętajmy, że sezon dopiero się rozkręca, a podopieczni Mikela Artety z miejsca w TOP 4 już teraz zrobili sobie "mission impossible", a z miejsca w TOP 6 zadanie trudne w realizacji. Z drugiej strony – czy patrząc na kadrę Arsenalu może to jakoś szczególnie dziwić? Może nie jest to ekipa na 14. miejsce w lidze, ale tym bardziej nie jest na czołową czwórkę, która przecież jest celem samym w sobie dla każdej wielkiej firmy, bo oznacza grę w Lidze Mistrzów.
Tottenham jest w gazie. Drobne potknięcia w Lidze Europy (gdzie z kolei Arsenal radzi sobie bezbłędnie) niczego tu nie zmieniają. Koguty przewodzą w tabeli, Harry Kane jest w życiowej formie, a towarzyszy mu równie znakomity Son. Zespół stanowi monolit, który wie czego chce. Najlepszym przykładem był ostatni szlagierowy mecz z Chelsea. Dla kibiców – nudy. Jose Mourinho wie jednak, że gdy nie da sie wygrać, nie wolno takiego meczu przegrać. Z wielu powodów. I ta sztuka się udała. Bezbramkowy remis pozwolił Tottenhamowi utrzymać się na czele tabeli, a Chelsea została dwa punkty za plecami. Tak to się właśnie robi – mógłby powiedzieć Portugalczyk.
Tottenhamu jako kandydata do mistrzostwa nie można lekceważyć choćby z prozaicznego powodu, że oto trwa bowiem drugi sezon Jose Mourinho w tym klubie. A historia pracy tego menadżera w poprzednich klubach pokazuje, że jeśli drużyna ma odnieść sukces, to najpewniej stanie się to właśnie w drugim sezonie. Wtedy Mourinho ma już dostatecznie dużo czasu, by poukładać drużynę na swoją modłę, dokonać odpowiednich transferów i przekonać piłkarzy do siebie. Jednocześnie gracze nie są jeszcze zmęczeni często toksyczną współpracą z Portugalczykiem, która doprowadzała do tego, że z paru miejsc wylatywał na zieloną trawkę. Kibice Tottenhamu mogą więc mieć przeświadczenie, że jeśli nie teraz, to pewnie nigdy. Zwłaszcza, że ostatnie trofeum wygrane przez Spurs to marny Puchar Ligi w 2008 roku. Od tego czasu Arsenal wygrał cztery Puchary Anglii i cztery Tarcze Wspólnoty. A przecież Kanonierzy są bardzo daleko od swoich najlepszych czasów za kadencji Arsene'a Wengera…
Nie zmienia to jednak faktu, że faworytem niedzielnych derbów północnego Londynu są gospodarze, czyli Tottenham. Arsenal w lidze przegrał ostatnio z Aston Villą (0:3), potem niemal cudem zremisował bezbramkowo z Leeds, by ostatnio przegrać 1:2 z Wolves. Zespół ma problem ze strzelaniem goli, a najlepszym tego przykładem jest żałosny dorobek Pierre-Emericka Aubameyanga, który zdobył dwie bramki, w tym jedną z rzutu karnego. W tym czasie Harry Kane zanotował 7 trafień i 9 asyst! A Kane to nie jest nazwisko, które dobrze kojarzy się sympatykom Arsenalu. Anglik ma patent na strzelanie Kanonierom – robi to praktycznie w każdym meczu. Notabene jest wychowankiem młodzieżowych grup tego klubu. Kane zmaga się wprawdzie z drobnym urazem, ale wszystko wskazuje na to, że kat Arsenalu wybiegnie w sobotę na murawę Tottenham Hotspur Stadium i defensorzy Mikela Artety będą mieli przechlapane.
Arteta poprawił wprawdzie grę obronną swojej drużyny – widać to było choćby w spotkaniach z Liverpoolem (szczególnie o Tarczę) czy meczu z Manchesterem United w Premier League. To wszystko stało się jednak kosztem ofensywy, która jest najsłabsza od wielu, wielu lat. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że w XXI wieku Arsenal tak mizerny w swoich poczynaniach ofensywnych nie był nigdy. Naprawdę ciężko przed derbami północnego Londynu być optymistą, będąc kibicem The Gunners.