
Nie tak dawno pisaliśmy o problemach ze strzelaniem goli drużyny Manchesteru City – tekst TUTAJ. W szlagierze z Tottenhamem potwierdziły się kłopoty Citizens, którzy znów zagrali na zero z przodu. Ale ten sam "zgryz" dotyczy Arsenalu i Manchesteru United. Statystyki tych drużyn w bieżącym sezonie są wręcz kompromitujące.
Na początek Arsenal Mikela Artety. Hiszpan był chwalony za wygranie Pucharu Anglii i poprawienie Tarczą Wspólnoty. Dwa trofea wpadły do klubowego muzeum, a Kanonierzy parę razy postawili się mocarzom z TOP 6, co w ich przypadku było w ostatnich latach rzadkością. Jednak ostatnie tygodnie to wielkie kłopoty The Gunners w Premier League.
Londyńczycy wylądowali na 11. miejscu w lidze, a dziś jeszcze mogą zostać wyprzedzeni przez Wolverhampton. W pięciu ostatnich spotkaniach Premier League Arsenal zdobył jednego gola! Jednego! Z rzutu karnego. Był to zwycięski gol w meczu przeciwko Manchesterowi United. Łącznie Arsenal w tym sezonie strzelił dziewięć bramek w dziewięciu spotkaniach ligowych. Statystyka zawstydzająca.
Pierre-Emerick Aubameyang miał być liderem drużyny, kandydatem do kolejnej korony króla strzelców, a tymczasem po dziewięciu kolejkach ma na koncie dwa gole. Jeden na inaugurację z Fulham, a drugi z rzutu karnego przeciwko Czerwonym Diabłom. Dominic Calvert-Lewin pokonywał bramkarzy rywali już 10 razy, Son 9, a tymczasem w Arsenalu cały zespół do kupy uzbierał 9 goli. Najlepszy Alexandre Lacazette ma trzy bramki, a drugi Auba dwie… To koszmarne wyniki. Sznyt drużyny ofensywnej, stawiającej na ładny, widowiskowy futbol, umarł śmiercią naturalną. Arsene Wenger patrząc na dzisiejszy Arsenal musi tylko zgrzytać zębami.
Wenger pisał swoją historię w Arsenalu rywalizując z inną trenerską legendą – Sir Alexem Fergsuonem. Ich konfrontacje definiowały początek XXI wieku w Premier League. Manchester United po odejściu Szkota na emeryturę nie potrafi wrócić na szczyt. Dziś sąsiaduje w tabeli z Arsenalem, ale jest na 10. miejscu…
Czerwone Diabły strzeliły 13 goli w ośmiu spotkaniach, więc statystycznie jest znacznie lepiej niż z Arsenalem. W dodatku zespół Ole Gunnara Solskjaera jest skuteczny w Champions League, czego nijak nie można porównywać z bramkami w Lidze Europy. Problemem Man Utd są przede wszystkim mecze domowe. W pięciu grach ligowych zespół strzelił… trzy bramki! Dobrze, że stadion świeci pustkami, bo kibice mogliby się czuć nabijani w butelkę przez swoich ulubieńców. Mało tego – z tych trzech trafień dwa to strzały z rzutów karnych Bruno Fernandesa…
Dokonania obu ekip z Manchesteru, a także Arsenalu nie kwalifikują się już pod określenie "strzelecka indolencja". To wręcz impotencja. Podczas gdy Robert Lewandowski sam strzelił w tym sezonie Bundesligi już 11 bramek, giganci Premier League nie potrafią tego zrobić jako cały zespół lub nieznacznie przekraczają tę liczbę. W dodatku Arteta miał być uczniem Guardioli, a ten jednym z czołowych przedstawicieli piłki ofensywnej w Europie. Tymczasem jeśli Arteta zamierza naśladować swojego mistrza w jego najgorszym jak dotąd sezonie, to nie jest to raczej dobry pomysł. Solskjaer musi zaś szybko znaleźć sposób na skuteczność na Old Trafford, przebudzenie Rashforda i Martiala, bo na karnych Bruno Fernandesa nie można przebujać się przez cały sezon.