Dzisiejsza piłka nożna nie sprowadza się już tylko do wyników czy też liczby strzałów lub posiadania piłki. Statystyki są tak rozbudowane, że niemal każdy kibic jest w stanie zweryfikować występ konkretnego piłkarza już kilka chwil po meczu. Pytanie jednak czy nie zostaliśmy zakładnikami liczb, które potrafią mocno zakłamać rzeczywistość.
Punktem wyjścia i odniesienia do tego tekstu był mecz Athletic Bilbao – Real Betis z poniedziałku. Ostatni mecz kolejki w Hiszpanii zapowiadał się ciekawie, ale był nadwyraz jednostronny. Teraz pytanie w jaki sposób, bo gdy ktoś zerknie na wynik stwierdzi, że zdecydowanie lepsi byli Baskowie. Wygrana 4:0 mówi sama za siebie. Ktoś, kto zacznie od przeglądania statystyk może się jednak zdziwić.
60% posiadania przez gości.
85% celnych podań przy 77% gospodarzy.
Kto operował piłką? Zdecydowanie Real Betis. Tyle że z tych liczb nic nie wynikało de facto. Konkretów pod bramką Unaia Simona praktycznie nie było. Wszystko wyglądało tak, że Betis klepał na połowie rywala i nabijał posiadanie, liczbę oraz celność podań. Ani nie zyskiwali terenu, ani nie tworzyli okazji do strzelenia gola. Można sobie zadać pytanie, po co? Taki styl gry, tylko że on jest dzisiaj coraz trudniejszy do realizowania. Zwłaszcza, że coraz więcej ekip gra bardzo bezpośrednio i błyskawicznie przechodzi z obrony do ataku. Taką ekipą jest Athletic Bilbao.
Trener Gaizka Garitano był i pewnie nadal jest bliski końca pracy na San Mames. Trudno się ogląda jego ekipę w akcji, ale jednego nie można mu odmówić. Potrafią zaskoczyć rywala, który chce grać w piłkę. Gdy jest odwrotnie, zaczynają się kłopoty z mozolnym budowaniem akcji.
Liczb nie widać, a efekt ogromny
Najlepszym jednak przykładem zakłamania liczb jest Asier Villalibre. Dość nieoczekiwanie znalazł się w podstawowym składzie i pewnie w nim zostanie. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że niczy się nie wyróżnił. Zajrzyjmy w suche liczby.
Kontakty z piłką: 24(11. w drużynie)
Liczba podań: 19(9)
Celność podań: 68,4%(14)
Dryglingi: 0
Faulowany/faulował: 2/1
Generalnie występ jak występ, wiele osób mogłoby powiedzieć, że go nie było. W końcu miał najmniej kontaktów z zawodników podstawowego składu, a niewiele brakowało, by przebił go Jon Morcillo wśród rezerwowych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Morcillo wszedł w 71. minucie, a Villalibre zagrał 88 minut!
Tyle że Villalibre najpierw dogrywając do Inakiego Williamsa zaliczył "asystę" przy samobójczym trafieniu Victora Ruiza. Później jego strzał dobił Ander Capa, a na koniec wyłożył piłkę Ikerowi Muniainowi. Szkopuł w tym, że Muniain strzelał na raty i dobijał swój strzał. Gdyby się więc uprzeć można wpisać Villalibre trzy asysty, ale ortodoksi statystyk mogliby mu nie zapisać żadnej. Mimo wyraźnego udziału przy 3 z 4 goli!