Skip to main content

Z powodu koronawirusa aż cztery mecze zbliżającej się kolejki Ekstraklasy zostały przełożone. Nie da się ukryć, że coraz więcej kłód trafia pod nogi społeczności piłkarskiej. Stąd też decyzja, by drużyny, które grać mogą, rozgrywały część meczów awansem. W tej serii gier dojdzie do dwóch takich meczów. Ale wszyscy i tak czekają głównie na niedzielną konfrontację mistrza z wicemistrzem. Lech po ograniu w Lidze Europy Standardu, teraz ma ochotę ograć także Legię.

Poznaniacy wykorzystali osłabienia w zespole z Belgii i ograli rywala 3:1. Dzięki temu szansa na awans do 1/16 finału wciąż się istnieje i jest w miarę realnych kształtów. Tę iskierkę można wzniecić, wygrywając także rewanż ze Standardem, a potem walcząc z Benficą i Rangersami o kolejne punkty. Jednak Lech nie może zapominać o lidze, a patrząc w tabelę Ekstraklasy można stwierdzić, że chyba zapomniał. Kolejorz po siedmiu rozegranych meczach ma w dorobku zaledwie 9 punktów (sic) i daje to 10. miejsce. Straty nie są może jeszcze gigantyczne, ale pamiętajmy, że sezon 2020/21 składa się z 30 kolejek, a nie jak poprzednie – 37. Czasu na nadrabianie strat nie będzie za dużo, więc Lechici powinni czym prędzej zakasać rękawy do pracy, jeśli nie chcą, by pucharowa przygoda z tego sezonu została zmarnowana, a szansa na kolejną została zaprzepaszczona już na etapie krajowym…

Wydaje się, że teoretycznie Lechowi rywalizacja z zespołem silniejszym piłkarsko powinna odpowiadać bardziej niż siermiężne mecze z drużynami, które tylko przeszkadzają. W poprzednim sezonie Legia w fazie zasadniczej rozgrywek dwukrotnie pokonała Lecha, ale już w fazie finałowej rozpędzony wtedy team ze stolicy Wielkopolski wygrał 2:1. Jak będzie w niedzielę przy Łazienkowskiej?

Legia nie przegrała od czterech meczów, trzy z nich wygrywając. Wdrapała się już na ligowe podium i ma tylko trzy punkty straty do liderującego Rakowa. Dla trenera Czesława Michniewicza rywalizacja z Lechem to także sentymentalna podróż, bo przecież w swojej bogatej karierze szkoleniowiec Michniewicz odnosił także sukcesy z Kolejorzem. Dla części fanów Legii Michniewicz wciąż jest bardziej "poznański" niż swój…

Ligowy szlagier poprowadzi także eksportowy arbiter, Szymon Marciniak. Już dawno okoliczności meczu Legii z Lechem nie były tak ciekawe. Tym bardziej szkoda, że trybuny będą puste, a kibice mogą emocjonować się tą rywalizacją tylko z poziomu kanapy przed telewizorem.

A co poza niedzielnym hitem czeka nas w ten weekend? W piątek kompletnie nic. W sobotę trzy mecze. Stal Mielec – Warta Poznań to kolejny w tym sezonie pojedynek beniaminków. Po nim konfrontacja Cracovii z Jagiellonią. W tabeli wyżej jest Jaga, ale gdyby nie kara punktowa dla Pasów, byłoby nieco inaczej. Sobotni plan gier uzupełnia rozgrywany awansem mecz 10. kolejki pomiędzy Śląskiem a Górnikiem Zabrze. Obie ekipy radzą sobie w tym sezonie więcej niż solidnie, więc możemy po cichu liczyć na niezłe widowisko.

W niedzielę o 15:00 wspomniany już klasyk, a po nim na boisko wyjdą gracze Rakowa Częstochowa i krakowskiej Wisły. Oczywistym faworytem jest lider tabeli, który narzucił naprawdę wysokie tempo i jest powszechnie chwalony. Wisła notowała już serię dwóch zwycięstw, ale w zaległym meczu z Lechią poległa 1:3, co pokazało jak daleko Białej Gwieździe do czołówki Ekstraklasy – szczególnie jeśli chodzi o grę obronną, która wciąż szwankuje częściej niż gra bezbłędnie.

W poniedziałek jeszcze jeden "awans". Pogoń Szczecin zmierzy się z Podbeskidziem. Jedni mieli grać z Wisłą Płock, drudzy z Zagłębiem Lubin, ale skoro covid zmiótł te mecze z ligowej planszy, to władze Ekstraklasy postanowiły nieco zamieszać w ligowym harmonogramie. I wydaje się, że jest to decyzja słuszna, bo niebawem terminów na granie może zacząć brakować, więc przymusowe postoje są teraz mocno niepotrzebne. Pogoń generalnie nie zachwyca, ale punktuje bardzo solidnie. Podbeskidzie prezentuje zaś radosną twórczość w defensywie, więc na bramki w meczu kończącym piłkarski weekend Ekstraklasy na pewno możemy liczyć.

Related Articles