Jamie Vardy nie zagrał w dwóch ostatnich meczach Leicester – ligowym z Aston Villą (0:1) i pucharowym z Zorią Ługańsk (3:0). Trwa walka z czasem i próby postawienia reprezentanta Anglii na nogi, by ten mógł zagrać w niedzielnym hicie na Emirates Stadium. Lisy z Vardym składzie są dla Arsenalu dużo groźniejszym rywalem niż bez swojego snajpera. Dowodzi temu statystyka. Vardy w 11 spotkaniach przeciwko The Gunners strzelił 10 goli – prześladuje tę ekipę regularnie.
Arsenal i Leicester zagrały ze sobą już także w tym sezonie. Vardy był poza meczową kadrą, a Kanonierzy wygrali 2:0 i awansowali do kolejnej rundy EFL Cup, czyli Pucharu Ligi Angielskiej. W ubiegłym sezonie na King Power Stadium Leicester wygrało 2:0 (gol i asysta Vardy'ego), a w północnym Londynie było 1:1 – wyrównującą bramkę dla Lisów zdobył Sami-Wiecie-Kto.
Dość o Vardym, choć nie sposób nie zauważyć, jak duży wpływ ma jego obecność i jak upodobał sobie tego konkretnego rywala. Lisy sezon zaczęły bardzo udanie – od trzech kolejnych zwycięstw. Potem przydarzyła się jednak zaskakująca i dotkliwa porażka 0:3 z West Hamem, a następnie 0:1 z Aston Villą po bramce straconej w doliczonym czasie gry. W czwartek, choć Brendan Rodgers posłał do boju rezerwowych, Zoria Ługańsk okazała się łakomym kąskiem do schrupania. Pewna wygrana 3:0 z miejsca usadowiła Leicester w roli faworyta grupy, w której są także Sporting Braga i AEK Ateny.
Arsenal jest w podobnej sytuacji. W lidze ma bilans 3-0-2, a starcia w Europa League zaczął od wygranej. Kanonierom nie poszło jednak tak lekko, łatwo i przyjemnie jak Leicester. Rapid Wiedeń przez prawie 20 minut drugiej połowy prowadził 1:0, ale ostatecznie ekipa Mikela Artety odwróciła losy spotkania i zainkasowała trzy punkty. Oczywiście hiszpański trener także trochę pożonglował składem swojej drużyny, czego w niedzielę wieczorem zapewne nie zrobi, mając na uwadze klasę rywala i znaczenie każdego punktu w ligowej batalii o TOP 4, bo zdaje się, że to właśnie będzie główny cel Arsenalu. Podobnie zresztą jak Leicester, które przez 90% sezonu 19/20 było w trójce, a na finiszu wylądowało na 5. pozycji i musiało obejść się smakiem Champions League.
W ostatniej kolejce Arsenal próbował udowodnić, że nauczył się grać z zespołami z TOP 6. Być może nauczył się, ale dotyczy to chyba tylko meczów w krajowym pucharach. W lidze wciąż są to porażki. Tak było z Liverpoolem i tak było w minioną sobotę z Manchesterem City. Po bezbarwnym meczu Arsenal przegrał 0:1. Pod tym względem Lisy są dużo lepsze, bo parę tygodni wcześniej zgniotły The Citizens 5:2, co było wynikiem wręcz sensacyjnym.
O ile powrót do gry Vardy'ego jest prawie pewny, o tyle problemem Rodgersa może być kontuzja Çağlara Söyüncü, czyli podstawowego stopera. Turek zmaga się z urazem biodra, a jego znaczenie dla siły defensywy Lisów jest ogromne. Ręce zacierać może Pierre-Emerick Aubameyang, który sezon rozpoczął skromnie – po pięciu kolejkach ma na koncie raptem jednego gola i jedną asystę. Jak na takiego snajpera to wynik po prostu słaby. Wracający jak leitmotiv Vardy ma ich pięć, a opuścił przecież jedno spotkanie.