Chelsea mierzy się z Realem w walce o półfinał Ligi Mistrzów. Te dwie drużyny niecały rok temu mierzyły się ze sobą – wówczas właśnie w półfinale. Chelsea wygrała tamten dwumecz, a potem całe rozgrywki. Czy i tym razem The Blues będą górą?
Rywalizacja rozpoczyna się dziś wieczorem w Londynie – rok temu było odwrotnie. Pierwszy mecz rozegrany został w Madrycie, gdzie padł remis 1:1. Na Stamford Bridge podopieczni Thomasa Tuchela wygrali 2:0. Jednak przez te 11 miesięcy wiele się zmieniło. Przede wszystkim trenerem Realu Madryt na powrót jest Carlo Ancelotti, a nie Zinedine Zidane. Włoch z jednej strony dość pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo Hiszpanii, a z drugiej strony wciąż nie brakuje głosów kontestujących jego osobę. Ancelotti ma przypiętą ławkę szkoleniowca, który nie nadąża za nowymi trendami, taktycznie słabego. Ostatnie El Clasico tylko dostarczyło pożywki krytykom „Carleto”. Barcelona przejechała się po Realu na Santiago Bernabeu aż 4:0.
Z drugiej strony Ancelottiego mimo wszystko bronią wyniki. W lidze prowadzi ze sporą przewagą, a w Lidze Mistrzów dotarł już do ćwierćfinału, eliminując PSG. Paryżanie przez większą część dwumeczu byli stroną dominującą, momentami ich przewaga była miażdżąca, a mimo to koniec końców schodzili z boiska pokonani. Zresztą, nawet w ostatni weekend Real był mocno nieprzekonujący w starciu z Celtą, a jednak dzięki bramkom Karima Benzemy z rzutów karnych Los Blancos wygrali. Piłkarze z Vigo narzekali na pracę sędziego, który podyktował łącznie aż trzy jedenastki dla Realu – Benzema dwie wykorzystał, a jedną zmarnował.
Z kolei Chelsea ostatnio była w dobrej formie i wydawało się, że dwumecz z Realem przychodzi w bardzo dobrym momencie. Tymczasem w ostatni weekend The Blues przegrali u siebie z Brentford aż 1:4! Beniaminek jako pierwszy stracił gola, a jednak potem boleśnie skarcił drużynę Thomasa Tuchela. Niemiec chyba specjalnie się tym nie przejął. W niedzielę jego piłkarze dostali wolne, a sam trener powiedział, że nie ma zamiaru wdrażać szczególnych przygotowań do meczu z Realem, bo to mecz jak każdy inny. Dużo pewnie w tym polityki szkoleniowca, który chce zdjąć ze swoich piłkarzy presję, ale akurat Tuchel pojedynków z Hiszpanami bać się nie musi. Do tej pory jako trener mierzył się z drużynami z La Liga 9-krotnie. Nie przegrał ani razu. Cztery razy wygrywał, pięć razy remisował. Zupełnie niezła statystyka.
Gdy tylko wylosowano tę parę znów rozgorzały dyskusje o Edenie Hazardzie, który przez 7 lat gry w Chelsea zapracował sobie na status niemal legendy. Odszedł do Realu, a tam nie nawiązał do tego nawet w jednej setnej. Przeważnie jest kontuzjowany albo nieprzygotowany. Jego bilans w Madrycie jest po prostu żałosny. A w dwumeczu z Chelsea… oczywiście nie zagra. Z powodu kontuzji, a jakże. W tym ubiegłorocznym grał – w pierwszym spotkaniu wszedł z ławki, na Stamford Bridge zagrał prawie cały mecz. Bez większego efektu. Bohaterem tamtej rywalizacji był bezwzględnie N’Golo Kante, choć to przecież nie on trafiał do siatki. Ale jego niesamowita postawa w środku pola nie uszła uwadze ekspertów i kibiców. Zresztą, Kante równie doskonale zagrał w późniejszym finale przeciwko Man City. Na fali tamtych występów dla wielu stał się kandydatem do Złotej Piłki.
Wspominając o Kante nie można zapomnieć także o innym ważnym żołnierzu Tuchela w drugiej linii – jest nim były gracz Realu, Mateo Kovacić. Chorwat stał się bardzo istotnym elementem układanki w The Blues i dziś na pewno będzie chciał zneutralizować wciąż znakomity, choć już nieco podstarzały tercet Królewskich – Casemiro, Modrić, Kroos. Nie trzeba być geniuszem futbolu, by móc przewidzieć, że właśnie wojna w środkowej strefie boiska będzie kluczowa dla losów rywalizacji. Tutaj za Chelsea przemawia młodość i mobilność. Za Realem doświadczenie i klasa.
Równolegle do meczu w Londynie toczyć się będzie drugi środowy ćwierćfinał. Villarreal na swoim stadionie podejmuje Bayern i nie da się ukryć, że Bawarczycy są wielkim faworytem – tak całego dwumeczu, jak i dzisiejszego spotkania w Hiszpanii.
Po wczorajszych meczach Anglia prowadzi z Półwyspem Iberyjskim 2:0. Dziś szansa na trzecie zwycięstwo, a Hiszpanię pogrążyć może także Bayern. Ale niczego nie można przesądzać. Wszak to Liga Mistrzów – rozgrywki wspaniałe i dostarczające od lat gigantycznych emocji.