Skip to main content

Dziś wielkie emocje nie tylko w Lidze Mistrzów. W zaległym spotkaniu Premier League Arsenal podejmie na Emirates Stadium Liverpool. Można odnieść wrażenie, że pędzą na siebie po jednym torze rozpędzone pociągi.

Skąd to porównanie? Wystarczy spojrzeć na formę obu drużyn. Arsenal wygrał pięć ostatnich meczów, a w lidze jest niepokonany od Nowego Roku, kiedy bardzo pechowo uległ Manchesterowi City 1:2. Kanonierzy stali się głównym kandydatem do zdobycia małego mistrzostwa Anglii, jak zwykło się określać 4. miejsce. Wyprzedzają punktowo i Manchester United, i Tottenham, choć od obydwu rozegrali mniej meczów. Gdyby na potwierdzenie swojej świetnej formy pokonali także Liverpool, można byłoby mówić o tym, że Arsenal jest na autostradzie do Ligi Mistrzów.

Ale i Liverpool jest w niesamowitym gazie. W tym roku kalendarzowym jeszcze bez porażki w Premier League, a jedyna porażka nie miała większego znaczenia. Mowa o rewanżowym meczu z Interem. Liverpool wygrał 2:0 na wyjeździe, by przegrać u siebie 0:1. Awans był więc udziałem The Reds. Nie licząc meczu z Nerazzurrimi, ostatnie spotkania drużyny Jurgena Kloppa to niemal wyłącznie zwycięstwa. Nawet Arsenal może patrzeć z zazdrością na formę swoich dzisiejszych rywali.

A dla Liverpoolu kolejne zwycięstwa są oczywiście częścią wyścigu o mistrzostwo Anglii – to prawdziwe, za 1. miejsce. Po poniedziałkowym remisie Manchesteru City z Crystal Palace sytuacja w Premier League jest naprawdę ciekawa. Liverpool ma losy mistrzowskiego tytułu w swoich rękach. Jeśli wygra wszystkie mecze do końca sezonu, w tym po drodze kluczowe starcie z Citizens, wówczas sięgnie po złoto. Droga do tego jeszcze wciąż daleka i jeszcze wciąż to Obywatele są o kroczek bliżej. Ale to Liverpool imponuje formą i jest postrachem całej ligi. Pytanie, czy to zdanie będzie aktualne dziś po 23:00…

Na Arsenal zbawiennie podziałało odsunięcie od składu, a potem oddanie do Barcelony, Pierre-Emericka Aubameyanga. Gabończyk grał poniżej oczekiwań, blokował miejsce w składzie, a do tego były z nim coraz większe problemy dyscyplinarne. Rolę lidera drużyny przejął Alexandre Lacazette, który wcześniej przez obecność Aubameyanga często pełnił rolę rezerwowego. Teraz jest jedną z groźniejszych strzelb w Premier League, a u swego boku ma naprawdę kreatywnych piłkarzy, takich jak Marin Odegaard, Bukayo Saka, Emil Smith-Rowe czy Gabriel Martinelli. Momentami Arsenal przypomina drużynę Wengera, w której zachwycali Cazorla, Rosicky, Wilshere, Giroud i inni.

Arsenal to jednak wciąż młode wilki, a Liverpool doświadczona, utytułowana ekipa, która nie tak dawno, w dość podobnym składzie, sięgała po Ligę Mistrzów. W dodatku Klopp ma kłopot bogactwa, jakiego nie miał od bardzo dawna. Zdrowi są wszyscy czołowi zawodnicy, także z ofensywy. Teraz Salah, Mane i Jota mają swoich zmienników w osobach Minamino, Diaza i Firmino. Spotkanie z taką trójką, w jakiejkolwiek konfiguracji by nie wystąpiła, to naprawdę ogromne wyzwanie.

Arsenal boleśnie przekonał się o tym w listopadzie, kiedy też Kanonierzy zbudowali dobrą formę, a jednak na Anfield Road otrzymali czterobramkowy bagaż. Bramki strzelali Mane, Jota, Salah i Minamino. Potem obie ekipy zmierzyły się jeszcze w półfinałowym dwumeczu Pucharu Ligi. Arsenal, mimo gry w dziesiątkę przez ponad godzinę, przywiózł z Anfield cenny remis 0:0. Jednak w rewanżu w północnym Londynie górą byli podopieczni Kloppa. Wygrali 2:0 po dublecie Joty, a kilka tygodni później sięgnęli po to trofeum, pokonując w karnych Chelsea.

Zresztą, Liverpool wciąż liczy się w walce o wszystkie cztery trofea – poza Pucharem Ligi także Puchar Anglii, Ligę Mistrzów i mistrzostwo kraju. To byłby epokowy sukces, choć oczywiście do jego realizacji choćby w połowie droga jeszcze daleka i kręta. A jednym z jej etapów jest dzisiejsza wizyta w Londynie.

Related Articles