Skip to main content

To była miazga, szczególnie w drugiej połowie, w której Ederson mógł dłubać w nosie, bo Manchester United nie oddał żadnego strzału. "The Citizens" zdeklasowali lokalnego rywala i wygrali w derbach Manchesteru 4:1. Brylował zwłaszcza Kevin De Bruyne, autor dwóch bramek i asysty, zdecydowany MVP spotkania.

Statystyki strzałów – 24:5, strzałów celnych – 10:2, posiadanie piłki – 69:31, celność podań – 93:83. Manchester City królował we wszystkich ofensywnych statystykach. Jeszcze w pierwszej połowie goście próbowali się odgryzać, stworzyli kilka okazji, znakomitą indywidualną akcją popisał się Jadon Sancho znajdujący się ostatnio w niezłej formie. To on trafił na 1:1. Czerwony Manchester coś tam próbował, jedna z akcji była nawet całkiem efektowna, kilka szybkich podań, rozprowadzona defensywa rywali i wspomniany już Sancho fatalnie przekopał nad bramką, a mógł mieć nawet dublet. I to by było na tyle. W drugiej połowie "Czerwone Diabły" nie oddały na bramkę Edersona żadnego strzału, a w końcówce kibice na Etihad kolejne podania swoich piłkarzy okrzykiwali głosnymi "ole".

Kevin De Bruyne to jednoznaczny bohater tego spotkania. Belg zdobył dwie bramki, dorzucił asystę, ale oprócz tego miał szereg innych statystyk, które świadczą o klasowym występie. Oddał na bramkę De Gei sześć strzałów, czyli więcej niż cały zespół United, ale i wypracowywał sytuacje kolegom – wg whoscored posłał aż pięć kluczowych podań. Rozgrywał, dryblował, podejmował ryzyko, a mimo to miał aż 93% celności podań. De Bruyne po prostu siał spustoszenie – od whoscored otrzymał notę 9,9 – był to występ niemal idealny. Pewnie zmarnowane okazje sprawiły, że nie otrzymał idealnej dyszki, bo mógł mieć w tym spotkaniu śmiało hat-tricka. Był tego dnia nie do zajechania, idealnie oddaje to akcja, w której Harry Maguire musiał gdzieś przy linii zatrzymać go perfidną kosą. Inaczej nie był w stanie.

Druga połowa to brutalne lanie. 14 okazji Manchesteru City, a okrągłe 0 po stronie Manchesteru United. Na boisko w 64. minucie weszli Lingard i Rashford, ale jakby w ogóle ich tam nie było. Ten drugi jeszcze wyróżniał się blond fryzurą i niewiele, ale coś tam próbował przeszkadzać, ale Lingard przez pół godziny zaliczył… dwa kontakty z piłką. Tak, dobrze czytacie, przez pół godziny posłał do kolegów dwa podania. To jego cały wkład w ten mecz. Za to "The Citizens" otłukiwali bramkę De Gei. Kilka strzałów obronił, ale dwa wpuścił, w tym jeden po niesamowicie wykonanym rzucie rożnym – De Bruyne posłał passa przez całą szerokość pola karnego, tam z powietrza uderzył Riyad Mahrez i był to gol na 3:1. Algierczyk dołożył jeszcze kolejne trafienie w doliczonym czasie i zamknął wynik na 4:1. Obaj razem z De Bruyne ustrzelili po dublecie.

W pierwszej połowie jeszcze jakoś to wyglądało, ale druga to kopiuj-wklej "popis" Manchesteru United z Old Trafford. Wtedy, jeszcze pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera, i to na własnym obiekcie – niemal przez cały mecz nie potrafili wyjść nawet z własnej połowy, a Guardiola zachwycał się pełną kontrolą i dominacją. Drugie 45 minut przypomniało te stare demony. Ralf Rangnick walczy o miejsce w TOP4, ale patrząc na Arsenal przed nosem, wygląda to co najmniej kiepsko. "Kanonierzy" mają o punkt więcej, a co ważniejsze – aż trzy spotkania zaległe. Z dużym prawdopodobieństwem Kevin De Bruyne właśnie pogrążył zespół Manchesteru United, który będzie grał raczej w czwartki niż w środy. No chyba, że… sensacyjnie wygra Champions League. Z Wanda Metropolitano przywiózł cenny remis i będzie walczyć o ćwierćfinał na Old Trafford.

Related Articles