Skip to main content

Czy właśnie tak będzie wyglądał wtorkowy wieczór z Champions League? Wiele wskazuje na to, że Liverpool nie musi się martwić o awans do ćwierćfinału, po pierwszym, wygranym 2:0 meczu. Niespodziewanie szykany na drodze spotkał za to Bayern, który miał przecież roznieść Salzburg.

Liverpool podejmuje dziś Inter na swoim boisku. Podopieczni Jurgena Kloppa są w świetnej formie. Wygrywają mecz za meczem, w każdych rozgrywkach. „Zielona fala” leci od stycznia. Ostatnie spotkanie, którego Liverpool nie wygrał to zremisowany bezbramkowo półfinał Pucharu Ligi z Arsenalem. Mało istotny to remis, bo w rewanżu The Reds wygrali, a niedawno wygrali także finał – wprawdzie dopiero po rzutach karnych, ale jednak. By znaleźć ostatnią porażkę The Reds trzeba się więc cofnąć aż do 2021 roku – w końcówce grudnia ekipa z Anfield przegrała 0:1 na King Power Stadium z Leicester. Liverpool wyraźnie rzucił wyzwanie Manchesterowi City w lidze, ale póki co ekipa Kloppa liczy się na wszystkich frontach.

I naprawdę trudno doszukiwać jakichś powodów do optymizmu dla fanów Interu. Po pierwszym mediolańczycy byli nawet chwaleni za dobre momenty gry, ale były to pochwały trochę jak dla słabego ucznia, któremu udało się napisać trudną klasówkę na trzy z minusem. Co tu dużo mówić – to Liverpool był lepszy i zasłużenie wygrał tamten mecz 2:0 po trafieniach Firmino i Salaha w ostatnim kwadransie. Tego pierwszego dziś zabraknie – wciąż leczy kontuzję. Nie wystąpią także Joel Matip i Thiago. Mimo wszystko nie są to jednak poważne osłabienia, zwłaszcza, że The Reds w ostatnim czasie imponują mocną ławką.

Po porażce z Liverpoolem drużyna Interu pogrążyła się w kryzysie – uległa Sassuolo, straciła punkty także w meczu z Genoą. W pierwszym półfinale Pucharu Włoch z Milanem zanotowała zaś bezbramkowy remis. Dopiero w piątek podopieczni Simone Inzaghiego wrócili na zwycięskie tory, pokonując aż 5:0 Salernitanę. To oczywiście promyk nadziei, ale wiara w minimum dwubramkowe zwycięstwo na Anfield, które dałoby dogrywkę, jest przejawem niepoprawnego wręcz optymizmu.

Równolegle do meczu w Liverpoolu toczyć się będzie spotkanie w Monachium. Bayern, podobnie zresztą jak Liverpool, przez fazę grupową przeszedł suchą stopą – wygrał komplet sześciu meczów. Losowanie także – jak się wydawało – było sprzyjające dla monachijczyków. Jednak po pierwszym meczu z Red Bullem Salzburg podopieczni Juliana Nagelsmanna są w lekkich tarapatach. Zamiast spodziewanego pogromu, był tylko remis 1:1, a po drodze zapowiadało się na porażkę. Wyrównujący gol Kingsley’a Comana padł w 90. minucie.

Można zresztą odnieść wrażenie, że Bayern nie jest w wybitnej formie. Świadczyć o tym może porażka z Bochum, która poprzedzała mecz z Salzburgiem. Później mistrzowie Niemiec skromnie pokonali Eintracht (1:0), a w ostatniej kolejce tylko zremisowali z Bayerem Leverkusen. Nie są to wyniki, które świadczyłyby o kryzysie, ale Bayern na krajowym podwórku przyzwyczaił raczej do wysokich zwycięstw, tydzień po tygodniu. Zresztą, zaniepokojeni są także polscy kibice, bo od dwóch meczów na listę strzelców nie wpisał się Robert Lewandowski.

Lewy to wciąż główny kandydat do korony króla strzelców Ligi Mistrzów, choć ma już dwa gole straty do Sebastiana Hallera z Ajaksu. Czy dziś Polak podreperuje sobie dorobek strzelecki, a Bayern pewnie awansuje do ćwierćfinału? Każde inne rozstrzygnięcie trzeba będzie uznać za niespodziankę lub nawet sensację.

Początek obydwu dzisiejszych spotkań Ligi Mistrzów o godzinie 21:00.

Related Articles