To już ostatnie dni Pucharu Narodów Afryki. W grze o główne trofeum pozostała czwórka drużyn, które dziś i jutro zmierzą się w meczach półfinałowych.
Pewnym krokiem po zwycięstwo zmierza Kamerun – tak przynajmniej może się wydawać, sądząc po wynikach tej ekipy. Prawda jest jednak taka, że do tej pory Kameruńczycy nie mieli zbyt wymagających rywali. W grupie mierzyli się z Burkina Faso, Etiopią i Wyspami Zielonego Przylądka. W 1/8 finału w bólach rozprawili się z Komorami, a w ćwierćfinale 2:0 pokonali Gambię, której nijak nie można uznać za potentata afrykańskiej piłki. Gospodarze są już więc w strefie medalowej, ale czy są też głównym faworytem? Na pewno w meczu o finał czeka ich poważna weryfikacja.
Rywalem Nieposkromionych Lwów w czwartkowym półfinale będzie bowiem Egipt. Faraonowie w swoim ćwierćfinale mierzyli się z Marokiem. Wynik w 7. minucie otworzył Sofiane Boufal. Wyrównał w drugiej połowie Mohamed Salah i o awansie rozstrzygnęła dogrywka. Po podaniu Salaha w 100. minucie do siatki trafił napastnik Aston Villi, Trezeguet. Tym samym najbardziej utytułowana drużyna Pucharu Narodów Afryki jest nadal w grze o kolejne, ósme już mistrzostwo. Egipt nie jest może naszpikowany gwiazdami, tak jak Senegal czy WKS, ale od lat gra najbardziej „europejski” futbol. Wyrachowany, taktyczny i skuteczny. Gdy do tego dołoży się niesamowitego Salaha, można liczyć naprawdę na wiele. Mecz Egiptu z Kamerunem to powtórka finału z 2017 roku. Wtedy górą byli Kameruńczycy (2:1).
Golden Goal – 25 tys. PLN do wygrania
Ale faworytem w pozostałej czwórce jest Senegal, który jeszcze nigdy nie wygrał czempionatu Czarnego Lądu. W swoim ćwierćfinale Lwy Terangi uporały się z Gwineą Równikową 3:1. Sadio Mane na listę strzelców się nie wpisał – robotę w tym zakresie zrobili za niego Famara Diedhiou, Cheikhou Kouyate oraz Ismaila Sarr. Jeśli ktoś ma wątpliwości, dlaczego to Senegal w zgodnej opinii ekspertów jest kandydatem nr 1 do złota, wystarczy spojrzeć na przynależność klubową pierwszej jedenastki z ćwierćfinałowego spotkania. Chelsea – Bayern, Napoli, PSG, Nancy – PSG, Leicester, Marsylia – Villarreal, Alanyaspor, Liverpool. Cóż, nikt nie może pochwalić się taką „pakietą”. Po prostu.
Senegal w środowym półfinale zagra z największą niespodzianką imprezą, Burkina Faso. Ogiery mają w swoim składzie niemałą gromadkę piłkarzy z klubów europejskich, ale w zdecydowanej większości nie są to powszechnie znani zawodnicy, jakich łatwo znajdziemy w kadrach pozostałych trzech półfinalistów, szczególnie zaś Senegalu. Ot, przeciętniacy, którzy stworzyli ciekawą reprezentację. Ogiery w ćwierćfinale ograły Tunezję, co należy traktować jako spore zaskoczenie. Tunezyjczycy rundę wcześniej wyeliminowali przecież Nigerię, pokonując Super Orły 1:0. Teraz to Burkina Faso wygrała 1:0, a złotego gola w doliczonym czasie gry pierwszej połowy strzelił Dango Outtara, 19-latek z Lorient. W końcówce meczu ten sam zawodnik wyleciał z boiska z czerwoną kartką i Burkińczycy musieli bronić się w osłabieniu. Udało im się dowieźć korzystny rezultat. Warto zauważyć, że w przypadku reprezentacji tego biednego kraju to już trzeci półfinał w ostatniej dekadzie. W 2013 roku Burkina Faso zajęła 2. miejsce w PNA, przegrywając w finale z Nigerią. Cztery lata później był brąz. Na poprzednim turnieju Burkińczyków w ogóle zabrakło wśród uczestników, ale teraz powracają w wielkim stylu. Jeśli ograją naszpikowany gwiazdami Senegal, będzie to super sensacja. Nie sposób przy tej okazji wspomnieć o tym, że sukces Burkina Faso przypada na trudny okres dla kraju – niedawno doszło do zamachu stanu, a kontrolę nad państwem przejęło wojsko. Ogłoszono zawieszenie konstytucji, rozwiązanie rządu i zgromadzenia narodowego, a także zamknięcie granic państwowych, a prezydenta usunięto ze stanowiska.
Półfinałowe spotkania w środę i czwartek można obejrzeć w Unibet TV, do czego mocno zachęcamy.