Skip to main content

Polacy przegrali pierwszy mecz na mistrzostwach Europy. Szczególnie odczuwalne były braki na środku defensywy, gdzie kolejni zawodnicy wypadali przez covid, a Bis w trakcie meczu przez kontuzję. Niemcy też mieli swoje kłopoty kadrowe, ale wygrali 30:23 i do drugiej rundy przystąpią z dwoma punktami.

Zacznijmy nie od samego meczu, a znów od zamieszania kadrowego. W sumie wykluczonych z tego meczu było aż… 18 graczy! Osłabione były obie reprezentacje. Niemcy stracili po poniedziałkowych testach przede wszystkim podstawowego bramkarza – Andreasa Wolffa, prawoskrzydłowego – Timo Kasteniga, który z Austrią trafił aż dziewięć razy, doświadczonego lidera rozegrania – Kaia Hafnera oraz Lukasa Mertensa i Lukę Witzke, a jeszcze wcześniej między innymi lewoskrzydłowego Juliusa Kuhna, mistrza Europy z 2016 roku. Hendrik Wagner przyjechał zastąpić Kuhna i jemu… też wyszedł pozytywny test. Selekcjoner wezwał specjalne posiłki, w tym między innymi weterana – 39-letniego Johannesa Bittera, który pamięta takie czasy, że w finale mistrzostw świata w 2007 roku musial bronić strzały Jurasika, Tkaczyka, braci Jureckich czy braci Lijewskich. Był jedynym dostępnym bramkarzem na ten mecz i został jednym z bohaterów wieczoru.

Nasi zawodnicy musieli czekać na nadprogramowe testy w jakiejś budzie i marznąć… i to kilka godzin przed meczem. Szczególnie ucierpiał środek obrony. Jeszcze w Polsce wypadł Dawid Dawydzik, później piątka Polaków trafiła na izolację (Morawski, Chrapkowski, Czuwara, Adamski, Przytuła), po pierwszym meczu doszły jeszcze pozytywne testy Patryka Walczaka i Macieja Zarzyckiego, a przed meczem z Niemcami wypadł lider naszego środka obrony – Maciej Gębala. Pozostawał w zasadzie już tylko jeden nominalny środkowy obrońca, który dobrze poradził sobie w starciu z Białorusią, a więc Bartłomiej Bis, ale i on w pierwszej połowie meczu z Niemcami doznał kontuzji. Mieliśmy więc… zero środkowych obrońców, co skrzętnie wykorzystywał przede wszystkim Julian Koster. Młody Niemiec robił furorę i ładował bramkę za bramką, akurat po kontuzji Bisa. Ze skutecznością 100% (6/6) został graczem meczu. Wiadomo, że nie można się tłumaczyć absencjami, bo i Niemcy mieli ich ogrom, ale trudno sobie wyobrazić, żeby szalał tak przy naszych podstawowych obrońcach.

Tym razem to Polska zagrała taki mecz, jak Austria czy Białoruś przeciwko nam. Udało się wyjść na prowadzenie zaledwie raz – przy stanie 2:1. Niemcy w pierwszej połowie pilnowali skromnej przewagi. Bramkarze nie mieli zbyt dużo do powiedzenia, obie drużyny grały raczej twardo w obronie. My, szczególnie, kiedy jeszcze na boisku był Bartłomiej Bis. Kluczowy moment spotkania to sam początek drugiej połowy. Wtedy bramkę zdobył Ariel Pietrasik, Niemcy dostali dwuminutowe wykluczenie, a chwilę później Arkadiusz Moryto trafił do pustej bramki po kontrze i było 14:15. To była chwila, żeby złapać rywali. Niestety nie trafił Daszek, a potem pecha miał Mateusz Kornecki, który odbił jeden strzał, ale był bezradny przy dobitce. Przez dziesięć minut, od 37. do 47. minuty piłka ani razu nie wpadła do siatki Bittera, więc nie było czego szukać w tym meczu. Albo jeszcze inaczej – między 32. a 46. minutą raz tylko trafił Kamil Syprzak. A kiedy Arkadiusz Moryto pobiegł do kontry, to nawet i wtedy Bitter odbił jego strzał.

Kiedy Niemcy po takiej niemocy z naszej strony wyszli na 5-6-bramkowe prowadzenie, to już na jakieś 15 minut przed końcem było jasne, że tego nie przegrają. Johannes Bitter po igrzyskach olimpijskich zrezygnował z gry w kadrze, mówiąc, że wróci tylko w sytuacji awaryjnej. No i taka się przytrafiła, a bramkarski weteran na 28 strzałów odbił 7, co dało mu 25% skuteczności. Może nie jakoś dużo, ale swoje zrobił. Na pewno więcej niż obaj polscy bramkarze – Zembrzycki i Kornecki. Pierwszy odbił cztery piłki na 22 i miał 18% skuteczności, a drugi popisał się spektakularną podwójną obroną w jednej akcji i to były jego jedyne interwencje. Nie do zatrzymania z rzutów karnych był Christoph Steinert, który trafił 6/6. Arkadiusz Moryto miał 5/5, więc żadna "siódemka" w tym spotkaniu nie została spudłowana. Niemcy byli wyraźnie lepsi, szczególnie w drugiej połowie i mają już dwa punkty w kolejnej fazie.

Teraz zmierzymy się kolejno – 20 stycznia z Norwegią, 21 stycznia ze Szwecją, 23 stycznia z Rosją i 25 stycznia z Hiszpanią. Trzeba powiedzieć wprost, że awans z takiej grupy będzie gigantycznym cudem. W żadnym ze spotkań nie będziemy faworytem. W przypadku dwóch negatywnych testów z rzędu mogą wrócić już gracze z pierwszej kwarantanny.

Related Articles