19 stycznia PZPN miał ogłosić nazwisko nowego selekcjonera. Media w Polsce ogłosiły je już wcześniej, informując, że Adam Nawałka jest już dogadany z prezesem Cezarym Kuleszą. Minął 19 stycznia, a selekcjonera wciąż nie ma. Ba, wygląda na to, że Nawałka już nie jest pewniakiem!
A był nim od samego początku. Przewijało się kilka nazwisk Polaków, takich jak Marek Papszun, Czesław Michniewicz, Maciej Skorża czy Michał Probierz. Nie brakowało kandydatur zagranicznych, a Fabio Cannavaro przyleciał nawet do Polski, by porozmawiać z Kuleszą. Wciąż jednak wszystkie media donosiły, że to Nawałka jest dla obecnego prezesa kandydatem nr 1, a rozmowy z pozostałymi kandydatami prowadzone są raczej pro forma. Być może były też elementem negocjacji z Nawałką, bo oczywiście kilka kwestii w umowie z nowym-starym selekcjonerem mogło być kością niezgody – choćby długość tejże umowy. W kuluarach mówiło się, że Nawałka nie chce być jedynie strażakiem na baraże (lub baraż), ale chce poprowadzić kadrę także w eliminacjach Euro 2024. Kulesza rzekomo był takiemu rozwiązaniu niechętny.
Jednak pod koniec ubiegłego tygodnia wszyscy donosili, że sprawa jest przesądzona. Nawałka zostanie selekcjonerem, a w trakcie kompletowania jest już jego sztab. Miał się w nim znaleźć m.in. Bogdan Zając, Jerzy Dudek czy nawet Łukasz Piszczek. Można było więc oczekiwać tylko konferencji prasowej, która potwierdzi te wszystkie spekulacje. A tymczasem konferencji nie było. A zwrot akcji mógł nastąpić w weekend, kiedy to Genoa ogłosiła, że zwalnia trenera Andrija Szewczenkę. Mówi się, że Kulesza z miejsca zmienił swojego faworyta. Szewczenko to legenda ukraińskiej piłki. Żadnemu kibicowi nie trzeba go przedstawiać. Ma już także doświadczenie z pracą w reprezentacji – prowadził właśnie kadrę Ukrainy.
Wiele w tej kandydaturze się zgadza. Doświadczenie w pracy z klubem i reprezentacją, prowadzenie zawodników wysokiej europejskiej klasy, wspaniała kariera piłkarska, charyzma, a do tego bliskość kulturowa. Ukraina to przecież sąsiad Polski.
To wszystko uwiarygadnia tę kandydaturę. Ponoć jednak Szewczenko i jego sztab mieliby zażądać pieniędzy, na jakie PZPN na pewno nie przystanie. Niewykluczone, że nawet jeśli Szewczenko faktycznie jest poważną kandydaturą, to przez Kuleszę wykorzystany zostanie tylko jako straszak na Nawałkę, by z byłym selekcjonerem wynegocjować korzystniejsze dla siebie warunki. To wszystko jednak tylko dywagacje. Czy Kulesza prowadzi grę na dwa lub więcej frontów? Czy zaskoczy ostatecznym wyborem? Czy jednak wszystko skończy się tak, jak zapowiadało się od początku, czyli powrotem Nawałki? Jeśli nawet nie dowiemy się tego w tym tygodniu, to jest to już kwestia niedalekiej przyszłości. W końcu selekcjoner, ktokolwiek by nim nie został, potrzebuje czasu, by przygotować się na marcową batalię w Rosji. Mecz, który da przepustkę do finału baraży. Jeśli wygramy w Moskwie, finałową batalię zagramy przed własną publicznością – na Stadionie Śląskim w Chorzowie.