Skip to main content

W niedzielę fanów Premier League czeka kolejny szlagier. W derbach Londynu Chelsea zmierzy się z Tottenhamem. We wrześniu Koguty na własnym stadionie uległy The Blues 0:3, ale wydaje się, że teraz wynik może być zgoła odmienny. Antonio Conte odmienił drużynę Spurs, co widać gołym okiem.

Wystarczy powiedzieć, że Conte jako trener Tottenhamu w lidze jeszcze nie przegrał. Parę dni temu było bardzo blisko, bo jeszcze w 95. minucie Leicester prowadziło 2:1, a finalnie po dwóch bramkach Stevena Bergwijna trzy punkty pojechały do północnego Londynu. Niezwykły finisz tego spotkania mógł tylko podbudować mentalnie zespół Tottenhamu. Wygląda na to, że Conte z miejsca nakreślił cel na ten sezon – to zajęcie miejsca w TOP 4 w lidze, a co za tym idzie gra w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie. Spurs dość łatwo pożegnali się z EFL Cup, przegrywając obydwa półfinały… z Chelsea. Już wcześniej w dość zawiłych, pandemicznych okolicznościach pożegnali się także z Ligą Konferencji. Można w ciemno zakładać, że także Puchar Anglii będzie traktowany po macoszemu, bo najważniejsze będzie punktowanie w Premier League.

I póki co wszystko działa. Tottenham ma rozegranych raptem 19 meczów, a wyprzedza punktowo Arsenal, który rozegrał ich 20 oraz Manchester United, który rozegrał ich 21. Tylko punkt więcej ma West Ham, który zagrał 22 razy. Chelsea rozegrała już 23 spotkania i ma 8 punktów więcej. Nietrudno więc policzyć, że gdyby Tottenham wygrał trzy zaległe spotkania, byłby w tabeli już przed zespołem Thomasa Tuchela. To o tyle zaskakujące, że jeszcze przed Bożym Narodzeniem w lidze zanosiło się na wyścig o mistrzostwo pomiędzy Manchesterem City, Chelsea i Liverpoolem. Tymczasem City odjechało bardzo mocno, a jeśli ktoś jeszcze ma gonić maszynę Pepa Guardioli to prędzej będzie to Liverpool.

Chelsea wygląda na drużynę mocno pogubioną. Z ostatnich siedmiu meczów w Premier League The Blues wygrali zaledwie jeden! Przy takiej formie doprawdy trudno liczyć na rywalizowanie z Manchesterem City, który jak walec prze do przodu. W dodatku dookoła zespołu robią się kwasy. Thomas Tuchel co chwila narzeka – a to na covid, a to na terminarz, a to na durne wypowiedzi Lukaku. Niemiec w ostatnich tygodniach nie budował sobie w mediach wizerunku niezłomnego opiekuna drużyny, który przeprowadzi ją przez trudny czas. Raczej zmęczonego życiem, przegranego faceta, któremu się już nie chce. To musi także oddziaływać na drużynę, a znając raptowność Romana Abramowicza, nie można być pewnym, że Tuchel dokończy sezon w roli trenera The Blues. Zresztą, Rosjanin ma kilka pozytywnych doświadczeń ze zmianami trenerów w trakcie sezonu. Ostatnie… z Tuchelem, który zastąpił Franka Lamparda i wygrał Champions League. Ale to było już dawno temu, bo przecież kilka miesięcy to w futbolu wieczność.

Mamy więc zderzenie Tottenhamu, który sumiennie gromadzi punkty, nawet gdy mecz mu się nie układa (tak było z Watfordem i Leicester) oraz Chelsea, która głównie traci punkty. Wprawdzie trzy ostatnie bezpośrednie starcia do zera wygrywali The Blues, ale powiedzieć, że są faworytem niedzielnego meczu to dość odważne stwierdzenie. Dla postronnego kibica jednak już sam fakt, że zobaczy w akcji takich piłkarzy jak Romelu Lukaku czy Harry Kane powinien być dostateczną zachętą by o 17:30 włączyć telewizor.

Related Articles