Skip to main content

W niedzielne późne popołudnie północny Londyn będzie żył jednym wydarzeniem – meczem derbowym. Tottenham podejmuje Arsenal, a ciężar gatunkowy tej rywalizacji jest ogromny. Pod warunkiem, że dojdzie ona w ogóle do skutku.

Piszemy o tym dlatego, że Kanonierzy złożyli wniosek o przełożenie meczu. Prawdopodobnie będzie on jednak odrzucony, bo w tym momencie jedynym zawodnikiem chorym na covid jest Martin Odegaard. Pozostali nieobecni to zawodnicy kontuzjowani, bądź tacy, którzy wyjechali na Puchar Narodów Afryki. Rzeczywiście, to razem tworzy dość okazałą listę, ale trudno uwierzyć, by władze Premier League zgodziły się na przełożenie meczu.

A sytuacja w tabeli robi się więcej niż ciekawa. Arsenal niedawno stracił 4. miejsce na rzecz West Hamy, ale Młoty mają jeden mecz rozegrany więcej. Dwa punkty do The Gunners traci właśnie Tottenham, który z kolei rozegrał dwa mecze mniej od lokalnego rywala i trzy od West Hamu, czyli notabene także londyńczyków. Do tej stołecznej trójki mimo wszystko trzeba doliczyć Manchester United, który ma 2 punkty mniej niż Tottenham, ale rozegrał jedno spotkanie więcej niż Koguty. Do finiszu rozgrywek droga daleka, ale jest wielce prawdopodobne, że między tym kwartetem rozstrzygnie się „małe mistrzostwo Anglii”, czyli miejsce 4. Miejsce, dające prawo gry w Lidze Mistrzów, a co za tym idzie skutkujące ogromnymi wpływami finansowymi do kasy klubowej oraz dużym prestiżem.

Punkty w bezpośrednich meczach mogą być więc nieocenioną zdobyczą na koniec sezonu. Arsenal słusznie ma prawo obawiać się Tottenhamu, który pod wodzą Antonio Conte wygląda na zespół, który wie, czego chce. W Pucharze Ligi Koguty łatwo odpadły w dwumeczu z Chelsea, ale wszyscy mają świadomość, że na dziś priorytetem jest liga. Tottenhamowi spadł już balast Ligi Konferencji Europy, a teraz także myślenie o ewentualnym sukcesie w EFL Cup można sobie odłożyć między bajki.

Arsenal wygrał pierwszy bezpośredni mecz z Tottenhamem w tym sezonie (3:1) i była to wygrana z cyklu „mimo wszystko”. Kanonierzy zaliczyli fatalny początek sezonu, przegrywając trzy pierwsze mecze. Wylądowali na ostatnim miejscu w tabeli, a w tym samym momencie Tottenham był liderem! Skromne zwycięstwa z Norwich i Burnley pozwoliły odbić się od dna, a po derbach północnego Londynu niespodziewanie podopieczni Mikela Artety zrównali się z sąsiadem zza miedzy. Później go nawet przeskoczyli, a fatalną grę Tottenhamu utratą stanowiska przypłacił Nuno Espirito Santo. Postawienie na Conte wydaje się być jednak strzałem w dziesiątkę. Tottenham odżył, punktuje więcej niż solidnie, a i w grze widać postępy. Wciąż jest to oczywiście projekt w powijakach, ale wobec sporej liczby nieobecnych w Arsenalu, to Koguty wyglądają na faworyta niedzielnego spotkania.

Arsenal w czwartek mierzył się w półfinale EFL Cup z Liverpoolem. Był to pierwszy mecz. Kanonierzy dość szybko stracili wyrzuconego z boiska Granita Xhakę, ale mimo wszystko zdołali bezbramkowo zremisować na Anfield Road. Kwestia awansu rozstrzygnie się w rewanżu. Tottenham, o czym już wspomnieliśmy, dzień wcześniej pożegnał się z marzeniami o finale, przegrywając już drugi mecz przeciwko Chelsea.

Derby północnego Londynu to rywalizacja szczególna. Fani obydwu ekip szczerze się znoszą i dogryzają sobie na każdym polu. Przez wiele lat Arsenal sezon w sezon kończył wyżej niż Spurs, ale ostatnia ta karta się odwróciła i to Kanonierzy oglądają plecy Tottenhamu. Pozostało im wyśmiewać sąsiada, który nie potrafi zdobyć trofeum od wielu lat. I w tym sezonie znów na żadną zdobycz się nie zanosi…

Related Articles